"Ralph Roberts czuł się niczym pijak podczas jakiegoś koszmarnego karnawału, w czasie którego ludzie jadący na górskiej kolejce wrzeszczą z prawdziwego strachu, ludzie zagubieni w gabinecie luster zagubili się rzeczywiście, a karły, garbusy i kobiety z brodami patrzą na człowieka z fałszywymi uśmiechami na ustach i przerażeniem w oczach."

Stephen King - Bezsenność.

_________

poniedziałek, 24 czerwca 2013

21.


Z wakacji korzystamy ile sił! :) Jakiś czas temu dziewczyny wyciągnęły mnie na pilates, który swoją drogą okazał się być naprawdę pozytywną niespodzianką. Byłam pewna, że ćwiczenia tego typu absolutnie nie są dla mnie, że się nie nadaję i nie będę umiała sobie z nimi poradzić. Wyginania różnego typu okazały się przede wszystkim świetną zabawą, polecam każdemu! :D Oprócz tego z Arlandrią postanowiłyśmy podsmażyć poślady, żeby mieć ładnie opaloną skórkę, ja postanowiłam mniej spać, co zresztą poskutkowało pięcioma godzinami snu przeznaczonymi na dwa dni (czas trzeba gospodarować!), a co najważniejsze - postanowiłyśmy pojechać do Radzionkowa na kolejny, w zasadzie szósty już koncert Tune, a siódmy Krupskiego-Marii. :)))
Z Ostrowca wyjechałyśmy w naprawdę dziwnych nastrojach. Hellen i Nelka, które zawsze towarzyszyły nam w wyjazdach, tym razem nie mogły pojechać, dlatego do Radzionkowa wybrałyśmy się same. Dopiero na miejscu spotkałyśmy się z Adamem i z Urielem, którzy towarzyszyli nam przez cały koncert. A w zasadzie... koncerty.
W Katowicach byłyśmy o godzinie 10:15. W Radzionkowie koncerty planowo miały rozpocząć się o szesnastej, jednak dopiero na miejscu dowiedziałyśmy się, że Tune zagrają... o dwudziestej. :) Teoretycznie nasza czwórka zaplanowała, że o dwudziestej będziemy już na działce, na której to miała rozpocząć się biba życia. Świeczki w oczach i absolutne wnerwienie z naszej strony było chyba jak najbardziej uzasadnione - wstałyśmy o czwartej właśnie po to, żeby być na koncercie, a tym czasem okazało się, że prawdopodobnie nie będziemy mogły na nim zostać. Niedziela, Radzionków - czym niby miałybyśmy wrócić?
Z czasem jednak udało nam się zorganizować, a upragniony koncert wypalił. :D Wprawdzie z trzygodzinnym opóźnieniem, z całym stadem wytresowanych śląskich komarów i z dość ubogą publiką, ale nie ma na co narzekać - personalny koncert dla kilku osób zawsze jest dobrą opcją. :))
Chłopaki jak zawsze dali czadu! Wprawdzie koncert był bardziej kabaretem, niż koncertem, ale to był akurat bardzo pozytywny aspekt. :D Mordy, stadiony i inne Wembleye generalnie są dla nas na porządku dziennym... :) I sztuczne ognie zrobione z dezodorantu Dżejniego i zapalniczki też były całkiem spoko. I komar na nosie, jak ktoś kulturalnie próbuje zagrać Mip - również! :) I stare dziadki, które muszą iść wcześniej spać. I Billie Jean. I Lublin, którego drzwi już po raz kolejny stanęły przed nami otworem.
Co by to było, gdyby Was nie było?
Działkowe rozmowy o herbacie, przekarmianie Pou i budzenie ludzi poprzez skakanie po nich też bardzo mi się podobało. :D Jestem pewna, że razem z Arlandrią (i mam nadzieję, że nie tylko!) jeszcze nieraz odwiedzimy działkę Pawła. :)) Zawsze to miło popatrzeć na dzikiego jeżyka, czy pogadać o reklamacjach w Deichmannie. 


Tak się załamuję, kiedy inne zespoły grają bisy. :)

Takiej publiki to ze świeczką szukać!
Uriel i Adam. :D

Kuba Krupski-Maria.

Leszek Swoboda.

Arlandria i ja.
Z tego koncertu to nasze jedyne zdjęcie z zespołem! :D

Ponownie pan Krupski. :)

Adam Hajzer.

Ponownie Adaś - wirtuoz gitary. :))

I na koniec zdjęcie z absolutną gwiazdą wieczoru, moim sumieniem i totalnie nieszyderczym chłopcem, mistrzem wiązania chustki i kierowcą, który jako jedyny pozwala mi nie zapinać pasów pod warunkiem, że nie wylecę przez przednią szybę. Po prostu - Damian, czy tam inny Uriel. :)))

A jeśli już o Urielu mowa, to nie byłabym sobą, gdybym nie zaprosiła Was do przesłuchania któregoś z jego kawałków. Wybrałam oczywiście Final Promise, tak naprawdę sama nie wiem dlaczego. Sentyment pierwszej piosenki? Pewnie tak. :D

A wraz z Arlandrią możemy zapewnić, że na żywo ten głos brzmi jeszcze lepiej, jeszcze mocniej, jeszcze bardziej chrypliwie. ;))

3 komentarze:

  1. następnym razem jadę z Wami choćby nie wiem co :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że podobało Ci się na pilatesie. Duma milion! Pójdziemy jeszcze na pewno i na zumbe też. Drugi koncert, który ominęłam podczas tych wakacji:c dziadzieje no! Strasznie żałuję, że mnie nie było, ale wiesz że duchem byłam z wami. Słyszałam całą relację. Mam nadzieję, że pochwaliłaś się koksowi, jak ładnie rzeźbimy, bo Dżejni to wiem że tak, nawet zafocił ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. pilates zawsze na propsie! opalanie też, tylko uczulenie na słońce to trochę bryndza :)
    koncert rewelacyjny, nie mogłam sobie wymarzyć bardziej klimatycznego, no dobra, mogłabym, mniej komarów, nie ma to jak wokalista bijący gitarzystę w plecy w czasie gry :)no ale było przez chwile dramatycznie, ale Lublin jak zawsze gościnny, na działce też było świetnie, nie liczą chwil, kiedy spadałam z krzesła, bo zasypiałam, weekend jak najbardziej udany i prze kochany, Maria, co by było, gdyby ich nie było?

    OdpowiedzUsuń