"Ralph Roberts czuł się niczym pijak podczas jakiegoś koszmarnego karnawału, w czasie którego ludzie jadący na górskiej kolejce wrzeszczą z prawdziwego strachu, ludzie zagubieni w gabinecie luster zagubili się rzeczywiście, a karły, garbusy i kobiety z brodami patrzą na człowieka z fałszywymi uśmiechami na ustach i przerażeniem w oczach."

Stephen King - Bezsenność.

_________

czwartek, 4 września 2014

35. - wesele!


Właściwie sama nie wierzę, że wstawiam ten post. No bo przecież zawsze byłam największą przeciwniczką wesel (masa straconych pieniędzy, brak chęci ze strony gości do jakiejkolwiek zabawy) i przez całe życie zastanawiałam się: po co to komu?!
Po plus minus dwunastu latach przerwy postanowiłam wybrać się na ślub kuzynki. Moje zdanie oczywiście diametralnie się nie zmieniło, bo umówmy się - muzyka weselna i cała ta otoczka to zdecydowanie nie mój klimat, ale człowiek małymi kroczkami jest w stanie przekonać się chyba do wszystkiego. W większy lub mniejszy sposób.
Ja w ten mniejszy sposób przekonałam się do zabaw weselnych i też jestem tym faktem mocno zszokowana!
Trzydziestego sierpnia zatem wskoczyłam w zakupioną wcześniej sukienkę, założyłam dwie tony biżuterii, zakręciłam włosy i powitałam w moich skromnych progach Arlandrię, która przybyła wykonać najcięższą robotę - makijaż.
Z mojego ogólnego wyglądu byłam chyba tak zadowolona, jak jeszcze nigdy w życiu. Zastanawiałam się nawet, jakim cudem mogłam tak koszmarnie wyglądać na studniówce, gdzie wydałam sporo pieniędzy na fryzjera, kosmetyczkę i kreację. Tym razem cięłam po kosztach jak tylko mogłam (w końcu nie zależało mi, żeby wyglądać perfekcyjnie na cudzym weselu), a efekt był o niebo lepszy.
Przynajmniej mam pewność, kto wykona mój ślubny makijaż! :D 
A do ślubu niewątpliwie dojdzie. Wyobraźcie sobie, jak strasznego trzeba mieć pecha, żeby pójść na wesele pierwszy raz od dwunastu lat i... złapać welon. :D
Oczywiście zasypię teraz bloga porcją zdjęć, ponieważ mój chłopak wziął sobie za punkt honoru robienie zdjęć przez całe wesele. Pamiątek mamy bardzo dużo! :)

Zwarci i gotowi - wyruszamy!

Tutaj proszę bardzo prezentacja doskonałego makijażu Arlandrii. Serio, żeby mnie zadowolić makijażem oka trzeba się mocno wysilić, a Arlandria podołała w stu procentach, albo i jeszcze bardziej! :*

Moja piękna Dżoanka, czyli znajomy scenariusz: mama czasami wkurza, ale i tak jest najwspanialsza!

Nie rozumiem, dlaczego twórcy filmów o Bondzie podpisali kontakt z Danielem Craigiem. Przecież mój tata wypadłby zdecydowanie lepiej w tej roli. :)

Iku powiedziała, że na wszystkich uśmiechniętych zdjęciach zdecydowanie czegoś jej brakuje. Po zobaczeniu tego obrazka już wiedziała, czego: hejtu, który na moment postanowił zejść z mojej twarzy. :D

:*! O, tyle.

W sumie to faktycznie często się uśmiechałam! Kto by pomyślał, że będę miała tak dobry nastrój na jakimkolwiek weselu... :D

Mój tata Waldemar, oprócz tego, że bez wątpienia ma urodę aktora, również bardzo przyzwoicie wymiata na parkiecie! :)

Na potwierdzenie powyższych słów chwalę się zdjęciem, które zostało ochrzczone mianem "Pulp Fiction". :D Cóż, coś w tym jest, zdecydowanie. ;))

A oto, moi państwo, absolutnie wiekoponma chwila. Maria bierze ślub i uwaga - w przysiędze małżeńskiej otrzymuje imię... Maria! :D
Chłopak mój nie złapał muchy, to wychodzę za innego, a co.


A tu tańczę z moim mężem. Nadmieniam - tak, naprawdę tańczę! Chociaż większość osób dopisuje sobie do tego zdjęcia własny scenariusz. :D

Mąż mi zakłada welon, bo mi zdjął. Zdjęte ramiączko wygląda odrobinę przypałowo, podobnie zresztą jak biustonosz zapięty na pasie męża, ale wszystko pod kontrolą!

Welon złapała, fajnego męża dostała, flaszkę wygrała, to i się cieszy, a co ma być smutna! ;)

O i mnie wyniósł mąż w pizdu! ;)

Także podsumowując - jechałam na wesele z przekonaniem, że ogarnie mnie wszechobecna nuda i szybko wrócę do domu. Wracałam w naprawdę wyśmienitym humorze! :)