"Ralph Roberts czuł się niczym pijak podczas jakiegoś koszmarnego karnawału, w czasie którego ludzie jadący na górskiej kolejce wrzeszczą z prawdziwego strachu, ludzie zagubieni w gabinecie luster zagubili się rzeczywiście, a karły, garbusy i kobiety z brodami patrzą na człowieka z fałszywymi uśmiechami na ustach i przerażeniem w oczach."

Stephen King - Bezsenność.

_________

piątek, 7 czerwca 2013

19. - Scream for me, ladies!


Piątego czerwca o siódmej trzydzieści wraz z Barbarą wsiadłyśmy do autobusu, który to miał za zadanie zawieźć nas do Warszawy. A konkretniej na Impact Fest. Wydarzenie planowane od przeszło pół roku powoli stawało się rzeczywiste, ale żadna z nas nie mogła w to uwierzyć. Asking Alexandria na żywo? Ben Bruce parę metrów przed nami? Nie - to po prostu niemożliwe.
Kiedy wreszcie znalazłyśmy się na Bemowie, dosłownie podskakując z podekscytowania i wyczekując godziny piętnastej, zobaczyłyśmy, że na wejście czeka cała masa ludzi. Pomyślałam wtedy "w sumie... pod scenę się nie dostanę, Bena pewnie nie zobaczę, ale przynajmniej sobie posłucham" - bo nie po to wydałam prawie dwieście złotych, żeby być do czegokolwiek negatywnie nastawiona. W końcu nic nie miało prawa zepsuć mi tego dnia.
Po wejściu na teren festiwalu spostrzegłyśmy jedną bardzo ważną rzecz. Przecież są dwie sceny, a wszyscy ludzie biegną od razu pod scenę główną. Czyli mamy szanse zobaczyć Asking Alexandrię z bliska! Szybko zajęłyśmy miejsca przy samych barierkach na półtorej godziny przed koncertem. Trzymając się kurczowo i zaczepiając rękami niczym hakami starałyśmy się nie odstępować barierki nawet na krok.
Po całkiem udanym moim zdaniem występie Noko, wszyscy ludzie znajdujący się pod naszą sceną, przenieśli się pod scenę główną. W końcu tam odbywał się właśnie kolejny koncert. A my, tak, jak założyłyśmy sobie na samym początku, nie odeszłyśmy od sceny Eventim, dopóki koncert Asking Alexandrii się nie skończy. :D



O samym koncercie nawet nie ma co mówić. Dla mnie była to najlepsza godzina w życiu, całkowite spełnienie marzeń i zrealizowanie podświadomych pragnień. Dopóki nie zobaczyłam składu Asking Alexandrii na scenie, dopóty nie wierzyłam, że faktycznie lada moment będą stać przede mną.
I wtedy się zaczęło - Danny Worsnop, Ben Bruce, Cameron Liddell, James Cassells i Sam Bettley pojawili się na scenie. Niejednokrotnie oglądając koncerty na Youtube myślałam "ile ja bym dała, żeby tam być". I oto w ciągu paru sekund moje marzenie się spełniło. Uwierzcie mi, to uczucie jest totalnie nie do opisania. W końcu od paru lat z dumą noszę koszulkę "Bitches love Ben Bruce". To chyba nic dziwnego, że nie mogłam uwierzyć, że dokładnie ten Ben Bruce stoi zaledwie parę metrów przede mną, prawda?
Teraz zasypię Was całą masą zdjęć, które udało mi się zrobić. :D

Oczekiwanie!

Adam się do nas nie przyznaje. :D

Danny Worsnop.
"Scream for me, ladies.
Scream for me, motherfuckers!"
<3

Ben Bruce <3

James Cassells.

Ben Bruce.

Sam Bettley.

Danny Worsnop
"This is love song.
NOT THE AMERICAN AVERAGE!"

Cameron Liddell/Danny Worsnop.

Cameron Liddell.

Danny Worsnop/Ben Bruce.

Ben Bruce <3.

Ben Bruce ponownie. :D

I jeszcze raz Ben Bruce. :D

I niespodzianka - Ben Bruce!

Po najwspanialszym koncercie życia nareszcie odeszłyśmy od barierek i zobaczyłyśmy tłumy fanów pod ogrodzeniem. Barbara z niedowierzaniem stwierdziła "ta, mhm, uważajcie, bo Ben do Was wyjdzie". W pierwszej chwili pomyślałam, że pewnie ma rację, jednak gdy zobaczyłam Sama podpisującego autografy już nic nie mogło mnie zatrzymać. :D Wbiłam się w dziki tłum wiernych fanów, a w zasadzie fanek, dziękując Bogu za mój niekoniecznie konkretny wzrost. :D
Po chwili usłyszałam obok mnie Barbarę krzyczącą "CIESZI! DAWAJ BILETY!" - no tak, w końcu nie miałyśmy nawet jednego skrawka papieru na autografy. Bo niby kto mógł się tego spodziewać?
Sam jednak po chwili odszedł, a mój optymizm upadł - "cholera, nic nie zdobędę".
Czekałyśmy jednak cierpliwie, nie słuchając ochroniarza, który twierdził, że chłopaki już do nas nie wyjdą. No bo niby skąd on mógł to wiedzieć?
Po kilku minutach wyczekiwania, czując ogrodzenie na twarzy i ściskając aparat pod pachą (tak, właśnie taka dżungla miała miejsce niedaleko busa Asking Alexandrii), zerkając na ziemię w poszukiwaniu wyrwanego kolczyka zobaczyłam Bena Bruce'a. W tamtej chwili kompletnie szargały mną emocje - rzuciłam się w jego stronę, nie patrząc na to, kto stoi obok mnie i co mogę temu komuś zrobić. Zaczęłam machać Benowi biletem przed twarzą, gorliwie wykrzykując jego imię.
Moje podekscytowanie sięgnęło zenitu, kiedy Ben wziął mój bilet do ręki i zaczął go podpisywać. Wiem, że to brzmi durnie, a ja sama zachowywałam się jakbym miała piętnaście lat, ale uwierzcie mi - autograf Bena Bruce'a dla mnie jest cenniejszy niż tony złota. Nie oddałabym go za nic w świecie i za żadne pieniądze. Nikomu. ^^
Kiedy usłyszałam, że Barbara również zdobyła autograf, chciałam się wycofać i dać szansę innym, jednak "inni" nie chcieli mnie wypuścić z tłumu. Przyparta do ogrodzenia zatem stałam i czekałam, aż dżungla się rozluźni i wszyscy spokojnie się rozejdą. (Ochrona wezwała straż pożarną, bo nasz tłum prawie rozwalił barierki. :D)
To jednak nie nastąpiło, bo po drugiej stronie barierek pojawił się Cameron Liddell. "Za dużo szczęścia, Cieszi" - pomyślałam, wyciągając bilet w stronę drugiego gitarzysty. Byłam pewna, że tym razem mi się nie uda, jednak ponownie odniosłam sukces. :D

- Cofnijcie się, nie da się oddychać!
- To wyjdź!

- Błagam!!!
- NAPRAW!

Barbi z autografami. :D

I Cieszi szczęśliwa ze swojej zdobyczy.

"Zrobię zdjęcie autografów, w razie jakby mi portfel zajebali."


Totalnie roztrzęsione dotarłyśmy do Adama, który spokojnie czekał na nas poza tłumem, trzymając w ręku autograf Bena Bruce'a. :D Także cała nasza trójka zgarnęła podpisy, szczęście poziom hard. :D
Po niedługim czasie udaliśmy się na koncert Paramore, który dla mnie był kompletną klapą. Wokalistka zachowywała się na scenie jak naćpana piętnastolatka, czego ja osobiście nie potrafię znieść i zrozumieć. Fajnie - dużo pozytywnej energii, ale wszystko ma jakieś granice. No w każdym razie nie potrafię ogarnąć tarzania się po scenie i śpiewania do podłogi, ale gdybym była fanką Hayley, to pewnie by mi się to podobało. :D

Paramore.

Tak się bawimy na Paramore. xd

Totalnie zawiedziona koncertem miałam nadzieję, że przynajmniej 30 Seconds To Mars zrobią na scenie coś, co mnie zachwyci. I teraz nie będę przesadzać - to było po prostu genialne. O ile Marsów nie słucham, a na koncert poszłam z myślą "no, zapłaciłam tyle kasy, to chociaż Jareda zobaczę", o tyle koncert był naprawdę rewelacyjny. Tak dużo pozytywnej energii, tak dużo świetnego kontaktu z fanami, naprawdę, szacun! Do tego dochodzi oczywiście cała oprawa koncertu, która musiała kosztować sztab ludzi naprawdę kupę czasu. W końcu setki wyświetlanych filmików +teksty piosenek przy każdym utworze to naprawdę multum pracy.
Zachwycona koncertem postanowiłam zrobić trochę zdjęć dla Hellen, która Marsów kocha całym sercem. :D

Telebim, żeby pamiętać, jak Jared wyglądał. :D

Część oprawy, o której wspominałam wcześniej.



This Is War!

Przy "This Is War" fani Marsów wypuścili w powietrze całą masę ogromnych balonów, co było naprawdę wspaniałym i bardzo widowiskowym pomysłem.
Powiem zupełnie szczerze, że byłam zachwycona tą jednością wśród ludzi. Chyba każdy zespół mógłby pozazdrościć 30STM fanów. :)

I jeszcze raz balony.


Jared w związanych włosach. :D

Akrobaci również robili niezłe show do muzyki Marsów. :)

Dorzucam jeszcze filmik, który rozpoczynał koncert 30 Seconds To Mars i który udało mi się nagrać w całkiem dobrej jakości, biorąc pod uwagę światło i słabe nagłośnienie. :))

Podsumowując - wiadomo od samego początku, że na Impact pojechałam tylko i wyłącznie ze względu na koncert Asking Alexandrii (do dziś pamiętam moje załamanie, kiedy przeczytałam, że w trasie europejskiej nie jest brana pod uwagę Polska) i nie zawiodłam się ani przez moment. Chłopaki byli totalnie rewelacyjni, zrobili rozpierdziel jak z kosmosu, utrzymując przy tym kontakt z fanami, czego nie można powiedzieć o wszystkich zespołach. :) Godzina minęła mi wręcz nieludzko szybko, jednak jestem pewna, że koncert zapamiętam do końca życia.
Było po prostu cudownie. :)

PS. Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym poście pochodzą z mojego aparatu. :)

7 komentarzy:

  1. Aw, tak czytam czytam i sobie przypominam jak przeżywałam dokładnie to samo 14 lipca 2014 (Manson w Stodole). Też udało mi się dopchać pod samą barierkę i do dzisiaj się chwalę, że przez parę sekund trzymałam Briana za rękę xDDD Taka radość i szczęście są rzeczywiście kompletnie nie do opisania, to trzeba przeżyć i poczuć na własnej skórze żeby zrozumieć. Awesome!
    No i jeszcze autografy :3 Nie no zajebiście, że Wam udało się tyle ich zdobyć, to już wgl tyle wygrać :D niesamowite.
    Osobiście Marsów bardzo lubię i troszkę zazdroszczę :D ale nawet na zdjęciach widowisko robi wrażenie, na żywo musiało być jeszcze bardziej mega.
    Jak widać music is pure magic :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, tak strasznie się cieszę, że tam byłas :D trochę przykro, że nie mogłam być z Wami, ale jeszcze kilka koncertów nas czeka :D AA jak zawsze rozpierdala w kosmos, nawet mnie, a przecież nie jestem ogromną fanką takiej muzyki :D szkoda, że Paramore się nie popisało, bo chciałam jechac głownie dla nich, ale co tam, przynajmniej nadal mam w głowie myśl, że są świetni xd a Marsi też są fajni! Potrafią zrobić show i mają świetny kontakt z publiką, co jednak baaardzo się ceni. Tak w ramach podsumowania, bardzo się cieszę, że Ci/ Wam się udało spełnić kolejne marzenie, jeszcze tylko koncert 1D i możemy umierać ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. też byłam na Impact, ale właśnie najbardziej dla Marsów, nie zawiodłam się, ale tłumy pod sceną, to była jedna wielka masakra, stałam tam od w sumie 15 i przed samymi Marsami się wycofałam do tyłu. Szkoda troche, ale nie chciałam zostać połamana haha.
    A co do Asking Alexandria, znam ich jedną piosenkę, więc nie bardzo jestem w temacie. Ale jak szłam z koleżankami z galerii w stronę wejścia, to szli przed nami jacys kolesie, tak właśnie rockowo ubrani. Wyminęłyśmy ich, śmiejąc się ze mieli reklamówkę z Deichmana, a potem jak się odwróciłyśmy, to jakieś dziewczyny do nich podbiegały, cieszyły się i wgl. Oni potem znów przeszli obok nas a my takie 'WTF, kto to'. Potem inna dziewczyna, co koło nas przeszła nam powiedziała, że to AA. :D
    Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, jak sobie zapiszę u siebie na dysku parę Twoich zdjęć Marsów? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. łooo mega zazdroszczę zobaczenia AA przed koncertem. :D liczę, że jeszcze kiedyś pojadę na koncert i będę mogła z nimi zamienić parę zdań. :D

      a zdjęcia - jasne, że się nie pogniewam! :)

      Usuń
  4. Kurczę, jak fajnie, że udało Ci się spełnić takie marzenie :) Dosłownie czułam te wszystkie Twoje emocje i ogromną radość jak czytałam posta i aż mi się ryjek cieszył :D Ja AA nie znam, ale z chęcią bym poszła na Paramore i Marsów, bo bardzo lubię, także zazdro :DD
    Ja to teraz czekam z niecierpliwością na sierpień i koncert Florence, który mam nadzieję będzie równie udany (i że wgl dojdzie do skutku) no i liczę na to, że dopcham się do barierki ^^
    Najbardziej żałuję, że nie mogłam być w zeszłym roku na Linkin Park i w tym roku nie będę mogła być na Nickelback, ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mi się to uda :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaram się, jaram sie, jaram się :D:D *__*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet sobie nie wyobrażasz jak strasznie Ci teraz zazdroszczę! Byłam największą idiotką, kiedy stwierdziłam, że na pewno jeszcze nie raz zobaczę Marsików na żywo. BŁAGAM, walnij mnie w łeb, kiedy kiedyś znowu zrobię coś takiego! Wystarczyło, że czytałam o atmosferze na ich koncercie i od razu przypomniałam sobie, jak było wtedy w Łodzi. :c
    Bena też zazdro oczywiście, ale wiesz, dla mnie Jared to jednak Jared, więc zostawię jaranie się AA dla Ciebie ;*
    Za zdjęcia i filmik Cię kocham najbardziej na świecie!! <33

    OdpowiedzUsuń