"Ralph Roberts czuł się niczym pijak podczas jakiegoś koszmarnego karnawału, w czasie którego ludzie jadący na górskiej kolejce wrzeszczą z prawdziwego strachu, ludzie zagubieni w gabinecie luster zagubili się rzeczywiście, a karły, garbusy i kobiety z brodami patrzą na człowieka z fałszywymi uśmiechami na ustach i przerażeniem w oczach."

Stephen King - Bezsenność.

_________

czwartek, 30 października 2014

36. - Watch me die without hope.


Odrobinę ponad miesiąc temu pożegnaliśmy się ostatecznie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Przez blisko rok istniałeś w moim życiu, dzień w dzień podkreślając swoją obecność. Powiedz mi, po co to wszystko? Nigdy w życiu nie sądziłam, że ktoś w ogóle mógłby wpaść na taki plan, jaki Ty realizowałeś skrupulatnie punkt po punkcie. Broniłam Cię przez bardzo długi czas, ryzykując własnym zdrowiem - w końcu wieczne wyrzuty sumienia nie zwiastują spokoju ducha. Wiesz, co robię teraz? Od kilku godzin dławię się łzami, bo zniszczyłeś mi cały pogląd na świat, na ludzi. Odebrałeś mi to, co kochałam najbardziej. Potem znikałeś, wracałeś, znikałeś i znowu wracałeś. Nie pamiętam, M., żeby ktokolwiek w życiu zrobił mi takie gówno z mózgu, jakie zrobiłeś mi Ty. Naprawdę wydawało mi się, że jestem osobą silną psychicznie, ale cała ta popierdolona historia z Tobą w roli głównej uświadomiła mi, jak bardzo się myliłam. A tak zawzięcie mi wmawiałeś, że moje łzy świadczą wyłącznie o mojej sile, pamiętasz? Pewnie nie, bo gdzieś podświadomie miałeś to głęboko w dupie, przecież układałeś w moim świecie własną historię. Czerpiesz radość z krzywdzenia ludzi i wcale nie kłamiesz, kiedy stwierdzasz, że nie jesteś zbyt dobrym człowiekiem. Jesteś najgorszym człowiekiem, M., jaki stanął mi na drodze. Wydawało mi się, że pomagasz podnieść mi się po upadku, a tymczasem dążyłeś do wrzucenia mnie w jeszcze większą otchłań słabości. To chyba nie jest tak, że jestem na Ciebie zła. Po prostu mam do Ciebie ogromny żal, bo nikt nigdy aż tak mnie nie wykorzystał. Nikt nie rozgryzł mnie na tyle, żeby w doskonały sposób dotrzeć do mojej psychiki, a potem ją zniszczyć. Rzucić nią o podłogę i przez chwilę nawet starać się zbierać rozsypane kawałki, co sprawiało, że te znów wypadały Ci z rąk.
Dlaczego wracałeś?
Teraz widzę, że po części nawet zdarzało Ci się mówić prawdę. Na przykład to, że masz znieczulicę. Albo to, że jej nie kochasz. Przecież Ty nie jesteś w stanie obdarzyć nawet najmniejszą cząsteczką emocji żadnego człowieka. 
Pozbywam się resztek sentymentu, które jeszcze odrobinę wirują wokół Twojej osoby, chociaż sprawa nie jest tak łatwa, jakby mogło się wydawać. W końcu tak naprawdę nigdy Cię nie poznałam. Znam Twoje dane, wiek, wzrost, wagę, ale nigdy nie dałeś mi dostępu do Twoich cech charakteru. Grałeś. Chciałeś, żebym widziała w Tobie mężczyznę, którego chciałam widzieć. Mężczyznę, który przez krótki okres czasu wydawał się być idealny. I wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Wtedy nie zauważyłam, że idealny mężczyzna był przed Tobą i gościł w moim życiu przez ponad pięć lat. Nie wiem, czy bardziej skrzywdziłam go ja, słuchając Ciebie, czy Ty, przyjacielsko podając mu rękę przez pół roku. Jesteś najgorszym skurwysynem, M., niczego niewartym dupkiem, który z całą pewnością nie zasłużył na miejsce w moim sercu, w mojej głowie. A mimo to w jakiś sposób osiadłeś na emocjach, chociaż przez bardzo długi okres czasu nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Teraz wiem, że bez wątpienia coś do Ciebie czułam i pluję sobie w twarz za to, że mogłam poczuć cokolwiek do takiego człowieka.
Ale przecież to wszystko moja wina, prawda? Ty nie chciałeś, to ja prowokowałam. Przynajmniej z takim nastawieniem postanowiłeś mnie zostawić. Bo Ty dalej chciałeś pokazywać, jak bardzo jesteś niewinny, zagubiony i pokrzywdzony przez cały świat. I w ten sposób krzywdzić kolejną masę osób, a co. Przecież najważniejsze jest, żebyś Ty na życiu wychodził z korzyścią.
Spotkanie Ciebie miało oczywiście swoje plusy. Gdyby nie Twoja skurwiała persona, nie miałabym okazji poznać wspaniałego człowieka, którego skrzywdziłeś dokładnie w ten sam sposób, co mnie. I wiesz, M., miałeś strasznego pecha, że trafiłeś właśnie na nas, że zdołałyśmy się porozumieć i bez cienia wstydu opowiedzieć sobie o wszystkim.
Spełnił się Twój najgorszy koszmar.
To ja.
Nie miałabym również okazji docenić najcudowniejszych ludzi, którzy byli ze mną przez cały ten czas, kiedy Ty zająłeś mi prawie sto procent umysłu. Niektórzy, podobnie zresztą jak ja, nie widzieli w Tobie żadnego zła, inni mnie ostrzegali, jeszcze inni opierdalali za znajomość z Tobą, a niektórzy nawet rozgryźli Cię do granic możliwości i prosto w oczy mówili mi, że jesteś chujem.
Ale przecież oni gówno wiedzą.
Oni wszyscy byli źli i chcieli dla mnie źle, Ty jako jedyny chciałeś dobrze i byłeś wspaniały.
Skurwysynu.
Mydliłeś mi oczy w sposób tak genialny, że aż psychopatyczny. Ale czemu ja się dziwię? Gdybym sypiała tyle, co Ty, pewnie też bym miała zapędy do najgroźniejszych chorób psychicznych.

Czasami mam ochotę zapukać do Twojego mieszkania i napluć Ci w twarz. 
Czasami mam ochotę iść do Twojej pracy i po prostu spojrzeć Ci w oczy.
Czasami mam ochotę połamać Ci ręce, żebyś już nigdy nie zagrał, i nogi, żebyś już nigdy nie jeździł.
Czasami mam ochotę jak ostatnia ciota Cię spoliczkować.
Czasami mam ochotę powiedzieć Ci, jak ogromny mam do Ciebie żal, ale wiesz co? Za bardzo się Ciebie brzydzę.
Bardzo bym chciała, żebyś kiedyś, za dzień, dwa, za miesiąc, rok, dziesięć lat, trafił na tego bloga i przeczytał cały ten tekst naszpikowany uczuciami do granic możliwości. 
Bardzo bym chciała, żeby te słowa trafiły prosto w Ciebie, żebyś poczuł, jak zimny sztylet powoli dotyka Twojej szyi, a palec strachu dźga Cię w żebra, szydząc.

Nie żałuję, że tak naprawdę nigdy Cię nie poznałam. W rzeczywistości jesteś pewnie jeszcze gorszy.
Ale spróbuj sobie wyobrazić, M., jak cholernie ciężko jest żegnać się z osobą, która nie istnieje. Która przez pewien czas istniała tylko w mojej wyobraźni. Która przyjęła ciało osoby, którą widuję zdecydowanie zbyt często. Dla której rzuciłam wszystko jak naiwne dziecko tylko po to, żeby w odwecie dostać środkowy palec wystawiony wprost na twarz. Przed którą otworzyłam się zdecydowanie zbyt mocno i w ten sam sposób się jej oddawałam. Która była osobą budzącą mnie rano i ostatnią, która mówiła dobranoc.
Nie tęsknię za tym, M.
Naprawdę.
Przecież cały czas spędzony z Tobą był jednym wielkim kłamstwem. Dzięki tej obłudzie przynajmniej potrafię docenić to, co w moim życiu jest naprawdę ważne, więc chyba powinnam Ci podziękować. Niestety jedyne, na co mnie stać, to rzucenie Ci smutnego spojrzenia.

Czasami mam ochotę podejść do Ciebie na ulicy i wbić Ci nóż prosto w serce.
Szkoda, że kiedy Cię widzę, mój organizm reaguje wręcz chorobowo: nogi trzęsą się ze stresu lub strachu, ciało powoli napina każdy mięsień, jakby przygotowywało się do ataku, a oczy delikatnie błyszczą się przez pryzmat zakłamanych wspomnień i tego, kim jesteś naprawdę.

Bardzo chciałabym spojrzeć Ci prosto w oczy, M., i powiedzieć Ci, jak bardzo Cię nienawidzę.
Ale nie będę Ci się żalić.
Już nigdy więcej nie pokażę Ci mojej słabości. Nie popełnię kolejny raz tego samego błędu.

Po prostu niech sumienie Cię zeżre, M.
Życzę Ci, żebyś został sam jak palec, bo to jedyne, na co zasługujesz.


"A tak poza tym to wcale nie jest okej.
Nie jest okej.
Cześć."